piątek, 25 grudnia 2015

19. Gość, Pablo i inne kłopoty

I tak skończył się listopad.
Po wygranym meczu i dosyć szybkim powrocie do domu, cały dzień odpoczywaliśmy. Trener zrobił siatkarzom jednodniową przerwę, więc i my taką sobie zrobiliśmy. Poza tym nie chciałam jeszcze maksymalnie przeciążać tej nogi.
- No i grudzień. - Westchnął głęboko siatkarz, wpatrując się w "słoneczne" niebo. - Ciekawe, czy w tym roku na święta zaszczyci nas śnieg.
- Chyba sobie żartujesz. Nie pamiętam już świąt ze śniegiem.
 Wracaliśmy właśnie ze spaceru po pobliskim parku. W między czasie zahaczyliśmy jeszcze o kawiarenkę i rozgrzaliśmy się gorącą czekoladą.
- Ale wiesz, święta to święta. Ta magia i tak dalej. - Uśmiechnął się WŁodarczyk.
Zmarszczyłam brwi.
- Może kiedyś jak byłam dzieckiem to czułam magię świąt. Teraz... - namyśliłam się - zwykle spędzałam kilkadziesiąt godzin w kuchni łącznie przed świętami, więc jak już przyszło co do czego, to podawałam tylko dania gościom i zaszywałam się u siebie w pokoju. A na drugi dzień świat wpadałam do Kuby. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Poczułam, jak Wojtek obejmuje mnie ramieniem. Chciał mnie pocieszyć? W sumie nie czułam się w takiej potrzebie. Było jak było, minęło. A teraz jakoś specjalnie nie miałam dużych wyobrażeń jeśli chdoziło o święta. Totalnie o tym nie myślałam.
- W tym roku spędzimy je razem. - Pocałował mnie w skroń, a mnie przeszyły przyjemne dreszcze.
Otworzył drzwi i wpuścił mnie do klatki
- NIe jedziesz do rodziny?
Byliśmy już tuż przy drzwiach do mieszkania. Odwrócił mnie w swoją stronę i oparł dłonie po dróch stronach mojej głowy, uniemożliwiając mi ucieczkę czy jakąkolwiek inną reakcję.
- Może... może na pierwszy dzień świąt, czy drugi... - przybliżał się -  wolę być z tobą i opychać się bigosem. - Cmoknął mnie w nos.
- Nie lubie bigosu. - Tym razem to ja zaszczyciłam go buziakiem, ale w brodę. - Także z opychania się nici...
Wojtek nachylił się nade mną, a mnie już oblała fala gorąca.
- To porobimy coś innego... - mruknął mi do ucha.
- Co?
- Zaraz ci zademonstruję.
Bez wahania wpił się w moje usta i całując mnie, otworzył drzwi. Całe szczęście, że szybko oplotłam jego szyję ramionami, bo mogłabym polecieć jak długa wzdłuż przedpokoju.
Nogą zatrzasnął drzwi, nie przerywając całowania mnie. CHwila uniesienia by trwała w najlepsze, gdyby nie nasz ... niespodziewany gość.
- Witam państwa. - Ktoś chrząknął, a my momentalnie od siebie odskoczyliśmy.
Wpatrywałam się niezwykle osłupiała w elegancką , starszą kobietę, nie wiedząc totalnie, kto to jest i skąd miała ta pani klucze do mieszkania.

***
Kaśka.
Nie mając co robić, wybrałam się na zakupy do centrum handlowego. Zbliżały się urodziny Izki, więc może akurat wpadłby mi jakiś prezent w ręce. Przechadzałam się właśnie wzdłuż pasażu, kiedy ktoś na mnie wpadł. Ktoś wielki.
Gdy zobaczyłam kto, aż serce podeszło mi do gardła.
- Kasia! - Wroniasty wyglądał na mile zaskoczonego tym, że mnie spotkał. - A miałem do ciebie potem dzwonić.
- A widzisz, nie musiałeś. - Poprawiłam sobie bluzkę i odruchowo również przygładziłam włosy. - Co tutaj robisz?
- Tajne źródła mi powiedziały, że moja ulubiona koleżanka się nudzi, więc przyszedłem jej dotrzymać towarzystwa. - Rzekł, niezwykle z siebie zadowolony. Wypiał pierś do przodu.
"Koleżanka", hę?
- W sumie to nie nudziło mi się. - Burknęłam.
- Jasne, jasne. Nie daj się prosić, chodź na lody. - Aktorsko unosił brwi.
- Kretynie, jest grudzień a ty chcesz lody jeść?
- No a nie słyszałaś, że lody najlepsze są właśnie w grudniu?
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął do Grycana, który był tuż za rogiem.
Usiadłam i dosyć niechętnie przeglądałam menu. Nie bywam w takich miejscach jak to. Zwykle większość czasu spędzałam w barze. Miałam tam przyjaciół i rodzinę, więc co mi było więcej do szczęścia potrzebne? No dobra, może właśnie chłopak, z którym bym wychodziła właśnie do takich kawiarni, żeby się upierał, że zapłaci. Żeby mnie przekonał, że lody w grudniu to super extra zajebisty pomysł i...
- Mówię ci, lody w grudniu to zajebisty pomysł. - Zachęcał mnie Wrona, siedząc na przciwko. - Spróbuj tych - wskazał palcem - ja stawiam.
Kurczę, pomyślałam, on serio był matołem.
Machnęłam ręką, zgadzając się na jego propozycję. Zadowolony kiwnął na kelnerkę, która na moje nieszczęście okazała się być jego dawną znajomą. Serioooooo...
- Karola! No cześć, jak my się dawno nie widzieliśmy. - Przywitał się z przepiękną blondynką.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Pocuzłam, jak robiłam się jeszcze bardziej mniejsza, niż byłam normalnie.
- Poznaj Kasię.- Niestety mnie przedstawił.
Dziewczyna uścisnęła mi dłoń.
- Myślałam, że masz brata. - Powiedziała, niby nie zgryźliwie, ale mnie to ruszyło.
- Nie jestem siostrą tego kretyna. - Burknęłam. - Uprowadził mnie i kazał jeść pieprzone lody w grudniu.
 Niby się zaśmiała, ale mój czarny humor chyba nie przypadł jej do gustu.
- Nie, to nie siostra - wyjaśnił po ludzku, za mnie, Endrju - tylko koleżanka.
- To co wam podać? - Wyciągnęła notesik, żeby zapisać.
- Dwa razy ten super zestaw. - Pokazał w menu, o który chodzi.
- Ok, przyniosę wam za parę minut.
I zniknęła na kuchni.
Wrona zmierzył mnie badawczym spojrzeniem. Znałam już ten wzrok. Intensywnie zastanawiał się nad czymś, i tak oczekując, że sama złożę wyjaśnnienia.
Co to, to nie.
- "Kretyn", co? - Zaśmiał się w końcu. - Oj Kasia, Kasia. - SIęgnął ręką nad stolikiem i pogłaskał mnie po policzku.
- Ty, łapy przy sobie, bo posądzę cię o pedofilstwo!
- Hej, przecież już dawno skończyłaś osiemnastkę! - Oburzył się. - Co najwyżej o molestowanie.
- I uprowadzenie. - Dodałam.
- Tak, na pewno bym chciał podpadać dziewczynie kumpla. Izka by mnie zabiła jakbym ci coś zrobił- Miał rację, choć teraz mówił po prostu z tego żartując.
 A jakbym była starsza? - oczywiście nie odważyłam się zadać tego pytania na głos.
 Kelnerka przniosła nasze lody, więc w milczeniu je spożywałam.
Choć byłam zła na tego kretyna, musiałam przyznać, że lody zimową porą naprawdę dobrze smakują.

***
Iza
Staliśmy w całkowitym osłupieniu na przedpokoju, na wprost jasnowłosej, starszej kobiety.
- Ba... babcia? - Odezwał się w końcu Włodarczyk, jąkając się. Podrapał się po przydługawej już czuprynie. - Nie miałaś być jutro?
- Nie, dziecko, na dzisiaj się umawialiśmy. - Westchnęła, z politowaniem kręcąc głową. - A teraz przestańcie być tacy speszeni, też byłam młoda. - Uśmiechnęła się.
 Siatkarz chrząknął.
- No tak, to, babciu, poznaj Izę. To jej sprawę prowadzisz. - Wyciągnęła do mnie rękę, więc ją uścisnęłam, ale byłam w pełni zdumiona.
Jego babcia była moim adwokatem?
No tak, w sumie, jego wujek mnie leczy, więc chyba powinnam sobie zdziwienie darować.
- Miło mi ciebie poznać w końcu, wiele dobrego o tobie słyszałam. - Przyznała. - Chodźcie, przywiozłam dobre ciacho.
Choć z początku myślałam, że spotkanie z adwokatem powinno być bardziej oficjalne, po krótki czasie spędzonym z tą kobietą wiedziałam, że się myliłam, Pani Teresa, bo tak miała na iię babcia WOjtka, była niezwykle sympatyczną kobietą. Z początku trochę porozmawialiśmy na takie błahe tematy, głównie dla rozlluźnienia atmosfery. Potem przeszła do sedna.
Gdy wypiliśmy kawy, wyciągnęła teczkę z jakimiś dokumentami.
- Dobrze, kochanieńka. W twojej sprawie  niestety nie mam na razie zbyt dobrych wiadomości. - Na jej słowa WOjtek złapał mnie za rękę. Widział, że się spięłam, chciał dodać mi otuchy. - Powiedz mi proszę, czy kiedykolwiek widziałaś jakiś dokument potwierdzający, że tata zostawił ci te pieniądze?
  Zmarszczyłam brwi. Namysliłam się i wpsomnieniami powróciłam do nieprzyjemnego okresu, jakim było życie pod jednym dachem z rudymi wiedźmami. I niestety, pani Teresa trafiła w samo sedno. WIerzyłam w zapewnienia rudej, ale nigdy nie widzałam na oczy żadnego papieru...
- To... ja naprawdę jestem w dupie. Nic nie mam, tak? Tata zostawił mnie z niczym? - Sama nie wiem, jakie uczucia się we mnie kłębiły. Złość? Smutek? Żal?.. A może wszystko na raz?
- Nie, nie! - Zaprzeczyła gwałtownie. - To znaczy, twój tata zginął nagle, nie spisał testamentu...
- Ruda mnie okłamała. Kłamała cały ten czas. "Tata zostawił ci pieniądze, dostaniesz je!". - Irytowałam sę co raz bardziej.
- Iza, spokojnie. - Uspokajał mnie Włodarczyk.
Gwałtownie wstałam. - Jak mam być spokojna, jak kurwa nie mam nic!
- Kochanie, ale naprawdę to nie koniec. - Pani Teresa wstała i położyła mi ręce na ramionach. - W prawie spadkowym są artykuły mówiące, kto dziedziczy w razie braku testamentu.
- Ale kasy nie ma. - Burknęłam.
- Ale jest dom, jest bar. To wszystko może być znou twoje, tylko musisz mi pozwolić działać. Podpisać papiery, że zajmę się tą sprawą. - Mówiła, po czym zapewniłą - Obiecuję, że to wszystko będzie twoje.
Jej spojrzenie, jej pewność siebie... fakt, że była babcią Wojtka, chłopaka który mi pomagał.. to wszystko sprawiło, że jej zaufałam. Że choć nie znałam się na prawie, widziałam nadzieję.
- Dobrze, podpiszę.
Usiadłam i postawiłam parafkę wszędzie tam, gdzie mi pokazala. I tak nie miałam nic do stracenia. Jedyne, czego pragnęłam, to żeby te rude żmije wylądowały na ulicy, jak ja. Żeby zostały bez grosza przy duszy. Naprawdę. Choć z reguły nie życzyłam nikomu źle, one.. one to inna bajka. Zasłużyły na wszystko, co najgorsze.

Popołudniu, po wspólnym obiedzie zjedzonym z siatkarzem i jego babcią, wybrałam się po dziewczyny. Byłyśmy umówione na tą sesję, którą proponował mi jeden z modowych magazynow. Nie wiedziałam na czym to będzie polegało, aczkolwiek pan, z którym rozmawiałam, zapewnił, że po prostu musimy się dobrze bawić. A i suma, którą nam zaproponował, była hm, baaardzo wysoka.
WOjtek pojechał z babcią ją odwieźć, więc poprosiłam Wroniastego, żeby nas podwiózl. Ja na mootcyklu nie miałam jak zabrać przecież dodatkowych trzech bab.
Środkowy Skry zgodził się, o dziwo, bez wahania. DOpiero ptoem wyszło szydło z worka!
- No, będzie dużo modelek. - Skwitował. - Można tam zostać popatrzeć?
  Nie skomentowałam, tylko nakazałam, żeby przyjecał po mnie za godzinę.
  Po drodze zebraliśmy Majeczkę, Korę i gdy poprosiłam, żeby pojechał na ulicę Prostą, zdziwił się,
- Nie patrz tak, Kaśka też jedzie. - Uprzedziłam jego pytanie. - Coś taki zdziwiony?
- Ja?... - Zająknął się trochę, znowu wtapiając wzrok w drogę przed nami. - Nie, super że będzie.
 Wjechał na podjazd przed jej domem i zatrąbił. Kasia wyskoczyła niemalże od razu, po drodze żegnając się z babcią Basią. Wyglądała na szczęśliwą, do czasu gdy wskoczyła do samochodu.
- Ktoś prosił go na sesję? Nie jest za stary czasem? - To były jej pierwsze słowa, gdy wsiadła do audicy.
- A ty nie za młoda? - Odwdzięczył się siatkarz pięknym za nadobne.
- Ludzie, co z wami? - Majka się odezwała tym razem.
Ja też nie rozumiałam, skąd te kąśliwości. Cóż. Może jednak aż tak super się nie dogadywali, jak mówił WOjtek?
Na całe szczęście! Już wolę, żeby się gryźli. xD
 Całą drogę Kora nawijała o nowym układzie tanecznym, wiec w sumie tylko ja raz po raz mogłam cokolwiek wtrącić. Ale dobrze, że tyme gadała, bo inaczej w samochodzie panowałaby chyba nieprzyjemna cisza spoowdowana przez Młodą i Wronę.
Gdy dojechaliśmy, pan Tomek - bo tak się nazywał ziomeczek, z którym rozmawiałam przez telefon - od razu poprosił nas do środka. O dziwo, siatkarza też, nie wiem po co ale niech będzie. My z dziewcyznami po podpisaniu umów zostałyśmy poproszone do pokoju, w którym zajęły się nami fryzjerzy i makijażystki.
Musiałam przyznać, że bawiłyśmy się przednio. Pablo (no coment), nasz fotograf, choć był dziwny, był naprawdę w porządku. Zastanawiałam się tylko, czy to było jego imię czy ksywa. Ubrano nas w niesamowite kreacje, któe miały być propozycjami dla czytelniczek na Sylwestra. Choć zdjęć było baaaaardzo dużo, wybrano te:

Ile było zabawy przy tych zdjęciach, mówię wam! Choć były ich zapewne setki, zanim w końcu fotograf miał "to coś", to nie czułyśmy się bardzo rpzepracowane. Najzabawniej wyglądał w tym wszystki Wrona - siedział na jednym z krzeseł i bacznie nas obserwował, raz po raz robiąc durnowate miny i nas rozśmieszając. Choć spodziewał się, że będą tu też inne modelki, nie tylko my, to i tak się dobrze bawił. No, do czasu, gdy na plan nie wkroczył również model. Młody. Przystojny. 
- Kasiu, - zagadnął do niej pan Tomasz, - mogę cię prosić? 
 Była zdziwiona, ale skinęła głową i podeszła. 
- Potrzebujemy jeszcze jednego zdjęcia do świątecznego artykułu. Moglibyśmy ciebie o to prosić? 
  Choć była zaskoczona, w jej oczach pojawił się błysk. Spodobał jej się ten pomysł. Przynajmniej na początku. 
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się szeroko. - Co mam zrobić? 
- Przede wszystkim, poznaj Kamila. - Przedstawił jej tego przystojniaczka. - Kamil, to Kasia. Rozsiądźcie się wygodnie na kanapie, jakbyście byli młodym małżeństwem, czerpcie przyjemność ze światecznej atmosfery, wyobraźcie sobie za sobą kominek... miłość kwitnie jeszcze bardziej, cud, miód i fistaszki. - Bujał Tomek. - Pablo wykona resztę. 
 Widziałam, że Kasia zestresowała się obecnością Kamila. Choć wyglądał na chłopaka mniej więcej w jej wieku, był doświadczony w tym, co robił. Ona niekoniecznie. 
Usiadłyśmy na krzesłach na przeciwko nich i uniosłam okejkę do góry, chcąc trochę wesprzeć młodszą przyjaciółkę. 
Wyglądała pięknie, więc nie widziałam powodu, dla którego miałaby się stresować. Mimo wszystko... cóż, przez dłuższy czas się nie udawało i Pablo wciąż był nie usatysfakcjonowany.
- Ja wiem, że się nawet nie znacie - mówił fotograf, gwałtownie wymachując aparatem - ale chociaż spróbujcie nie wiem, zakochać się od pierwszego wejrzenia na czas sesji. 
  Kasia zmarszczyła czoło. Była dziewczyną, nie modelką czy aktorką, więc czego on od niej wymagał? 
- Nie, nie... - Pablo się namyślił - tu ciągle czegoś brakuje...
Nagle usłyszałam, jak ktoś za mną prycha. 
Andrzej? 
Siatkarz wstał, skrzyżował ręce na piersiach i powiedział głośno :
- No a co wy myślicie, że to będzie dobre zdjęcie? Przecież ten gówniarz wygląda na młodszego od niej. 
- Hej, - oburzył się Kamil - hamuj co? Przynajmniej nie jestem starym prykiem. 
Oho, tafił w samo sedno, bo Wrona się najężył. 
- No na pewno wyglądałbym o niebo lepiej na takim "rodzinnym" zdjęciu niż ty. 
- Wrona! - Oburzyła się teraz Kaśka. 
  Majka zaczęła chichotać, a ja próbowałam uspokoić skołatane nerwy siatkarza. 
- Mamma mia frutti di mare! - Klasnął w dłonie Pablo. - Ty, Sroka, czy jak cię tam zwą, przebieraj się! - Nakazał siatkarzowi. 
  Na twarzy Wrony wymalowało się najpierw zaskoczenie, a potem... jakaś dzika satysfakcja. Ja wiedziłam, że on jest pewny siebie, ale na jego miejscu bym się bała. Kaśka wręcz kipiała złością...

***
Kaśka. 
- Kurwa! - Wymsknęło mi się w myślach, a z reguły nawet i tak nie przeklinam. 
Wrona to serio matoł, stanowczo zbyt pewny siebie. Po co on w ogóle z nami jechał? Dobra, fajnie że nas przywiózł, ale po co jeszcze sterczał i nas oglądał? Powinni go wygonić, żeby siadł sobie na jakiejś gałęzi i srał na przechodniów (w koncu byl wrednym typkiem). 
Ale nie, musiał z nami być. 
Nie potrafiłam się skupić, jak Pablo robił mi zdjęcia. Choć Izka mnie wspierała, ja tylko myslałam o tym, że ten frajer tu jest. 
Rozpraszał mnie. 

Koniec końców udało nam się spłodzić fajne zdjęcia w sylwestrowych kreacjach. Gdy pan Tomek poprosił mnie jeszcze o jedno zdjęcie, zgodziłam się, no bo czemu nie. Nie spodziewałam się jednak, że to będzie z profesjonalnym, przystojnym, młodym mężczyzną (to mi wciąż do ucha Kora powtarzała). Nie potrafiłam się jednak przy nim rozluźnić. Był dla mnie obcym cżłowiekiem. Poza tym, nie mogłam znieść tego spojrzenia Wroniastego. Jaki był... zły? Nie. Zazdrosny? CHyba też nie. Aczkolwiek bacznie obserwował, gdzie wędrują rączki Kamila. 
Tak, zupełnie jak starszy brat. Pozdro. Chyba bym wolała, żeby był zazdrosny. 
Gdy po serii nieudanych zdjęć wtrącił się do rozmowy totalnie nie proszony, poirytowałam się.
- No a co wy myślicie, że to będzie dobre zdjęcie? Przecież ten gówniarz wygląda na młodszego od niej.
Tak, super, odezwał się dziadek.
Nic się nie odzywałam, bo myślałam, że go wyproszą. Ale nie, Pablo sobie wymyślił, że Wrona będzie na zdjęciu! No pewnie, czemu nie!
Szybko go wystroili, uczesali, ogolili (!!!) i całkiem zadowolony zasiadł tuż za mną, kłądąc mi dłonie na nagie ramiona. Wzdrygnęłam się. 
- I po co żeś się wtrącał? - Burknęłam do neigo niezadowolona, tak żeby tylko on usłyszał. 
- A co,- prychnął-  miałem patrzeć jak maca cię jakieś chuchro wyglądające jak uczeń gimnazjum?
- Przystojny był.
- Ale nie dla ciebie. 
- Ocho,- odwróciłam się w jego stronę zdenerwowana- no proszę, będziesz mi facetów wybierał? 
 Zacisnął usta w wąską linię. 
- No widzisz. Nie będę słuchała kogoś, kto sam zmienia dziewczyny jak rękawiczki. 
- Hola, hola, co to za rozmowy, ja chcę zdjęcia robić! - Krzyknął na nas zdenerwowany Pablo. 
  Zmarszczyłam nos. To nie będzie dobre zdjęcie i zaraz się o tym przekonają. 
- Daj nam chwilę. - Poprosił go, o dziwo, Wrona, po czym odwrócił mnie w swoją stornę. - Im szybciej się uspokoisz - powiedział - tym szybciej będzie to zdjęcie i wracamy do domów. 
- Ale ja nie...
- Nie wiem, dlaczego jesteś dla mnie ostatnimi czasy taka kąśliwa. Zrobiłem cos nie tak?
Tak, urodziłeś się pięć lat za wcześnie, jesteś zakichanym narcyzem i traktujesz mnie jak siostrę. 
- Nie, po prostu mam złe dni. - Spuściłam wzrok, oczywiście kłamiąc w żywe oczy. 
  Ponownie odwrócił mnie w stronę obiektywu, mocno objął ramionami, więc pozwoliłam się w niego wtulić. Przystawił swoją twarz do mojej twarzy i szepnął:
- Chcesz wiedzieć, dlaczego wykurzyłem stąd tego frajerka? - Na jego pytanie skinęłam twierdząco głową. - Bo byłem zazdrosny. 
I chcąc nie chcąc, uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, a Pablo zrobił zdjęcie. 
To było to, o co chodziło. O dziwo. 


Po udanym zdjęciu chciałam z nim porozmawiać. To wszystko.. ja bylam świadoma, w jakim kierunku to dąży z mojej strony, a on przecież nie zwróciłby uwagi na taką małolatę, jak ja!
Niestety do rozmowy nie doszło, bo przyszedł Włodi. Pablo był na tyle miły, że zrobił nam jeszcze kilka zdjęć, takich tylko dla nas, nie na pokaz do gazet. Andrzeja jednak omijałam szerokim łukiem.
Jedno zdjęcie wspólne to i tak za dużo. I to jeszcze do gazety... 



***
HEJ HEJ HEJ WAM WSZYSTKIM, CHOĆ SPÓŹNIONE ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH ŚWIĄT! MAM NADZIEJĘ, ŻE DOSTALIŚCIE DUŻO FAJNYCH PREZENTÓW :) 
ODE MNIE NOWY ROZDZIAŁ :D

niedziela, 20 grudnia 2015

18. Pocałujesz mnie w końcu?

Uwaga Uwaga!
Od tego rozdziału wprowadzam nowe wątki z Kasią :)
***

Ostatni tydzień listopada przeleciał jak z bicza strzelił. Mieszkało nam się co raz lepiej, przynajmniej tak mi się wydawało. No, kulą u nogi z pewnością nie byłam. Choć siedziałam w domu, nie zalegałam na kanapie. Gotowałam dobre obiady, sprzątałam. Wojtek mówił, że nie muszę, ale po prostu to chyba we mnie zostało.
Nie potrafiłam siedzieć bezczynnie, zwłaszcza, że Wojtek załatwił mi adwokata. Tak, ADWOKATA. Najlepsze było to, że zrobił to już gdy leżałam w szpitalu i praca w mojej sprawie trwała w najlepsze. I znowu to usłyszałam: "leżałaś w szpitalu poobijana, nie chciałem ci robić dodatkowych zmartwień". Najchętniej to by wziął moje wszystkie problemy na swoje barki, ale nie mogłam mu na to pozwalać. Odpowiadałam sama za siebie, więc nalegałam na spotkanie z tym adwokatem. Zgodził się, bo w sumie i ta kobieta spotkać się ze mną już chciała właśnie w sprawie majątku. 
W wolnych chwilach wymyślałam układ na występ w Częstochowie. Tak, jechaliśmy wraz ze skrzatami na mecz , by ich dopingować i przy okazji dać występ. Było to w ostatni weekend listopada.
- Kuźwa, tylko my mogliśmy zaspać! -Krzyknęłam, gdy w sobotni poranek (czyli dzień wyjazdu) biegałam w jednej skarpetce i bluzce założonej na złą stronę. O nieładzie na głowie już nie wspomnę.
Wojtek złapał mnie na środku przedpokoju za nadgarstek. Jednym ruchem ściągnął ze mnie koszulkę, odwrócił na dobrą stronę i założył z powrotem.
- Nie zapomnij o drugiej skarpetce. - Zaśmiał się. 
- A ty nie zapomnij zmienić gaci! - Odwdzięczyłam się, cisnąc pompę z jego spodni od piżamki.
- Kurwa. - Spojrzał w dół i zniknął w sypialni.
Tak, uzupełnialiśmy się idealnie.
Choć od tamtego pocałunku na ławce przed blokiem nic więcej nie zaszło, wszystko było w porządku. Dogadywaliśmy sie niesamowicie dobrze, jednak te ostatnie dni sprawiły, że ciągle się mijaliśmy i na jakieś bliskości nie było czasu. Dlatego tak bardzo radowałam się na wspólny wyjazd. Nie będzie to tylko i wyłącznie obiad spożywany razem lub późny seans na kanapie w salonie, na którego początku i tak zmęczeni zasypialiśmy.
- Zrobiłam dwie kawy, spadamy. - Nakazałam, pakując ostatnie rzeczy do torby.
Siatkarz już wiązał buty.
- Weź jeszcze te bułki z lodówki, bo zrobiłem wcześniej.
Zrobiłam to, o co prosił.
- A wziąłeś wszystko na mecz?
- Tak. - Powiedział pewny siebie. - Chyba. - Dodał po chwili.
Zwątpiłam w niego, aczkolwiek wyszliśmy z domu i już nie było odwrotu. Trudno!
Na parkingu przed halą wszyscy się niecierpliwili. A i tak spóźniliśmy się tylko dwadzieścia minut, no ludzie! Wielkie mi halo.
- No, piekne rzeczy robiliście w nocy - zaśmiał się Winiarski - skoro tak zaspaliście.
- Oszalałeś, nie przed meczem, Wojtuś wie. - Dorzucił Karollo siedzący tuż za nim. Wyszczerzył się do nas. - Powiedzcie, że macie kanapki, bo zapomniałem śniadania.
Aktorsko wywróciłam oczami i wyciągnęłam z torby jedną z bułek. - Masz.
 Wyglądał tak, jakbym co najmniej mu życie uratowała wypychając go spod pędzącego pociągu.
Przywitaliśmy się ze wszystkimi i ulokowaliśmy się na samiutkim tyle autokaru.
- Ty, a gdzie Wrona? - Zagadnęłam Wojtka, rozglądając się po autokarze.
- Z przodu, po lewej. Z Kaśką.
Namyśliłam się chwilę.
- Dogadują się. - Stwierdziłąm.
- Nie od dziś, kochanie. Ale miło, że w końcu zauważyłaś. - Zaśmiał się, za co dostał kuksańca.
- No nie patrzę się non stop na Andrzejka, nie mów, że ci się to nie podoba.
- Podoba, podoba, ale no, sory, on i tak nie sięga mi do pięt, zazdrosny bym nie był.
  Uniosłam wysoko brwi. Serio, koleś mnie zadziwiał!
  Oczywiście, ja ich nigdy nie porównywałam. Nie da się. Totalnie inne typy, aczkolwiek takie same świry. No ale ... Wrona i Kora... hmm... Nie no, dobrze, przynajmniej nie jakaś blond niunia.
Nieważne.
- No, nie dorasta ci do pięt. - Potwierdziłam i cmoknęłam go w policzek. - A co do Kaśki, to niech ten stary pryk lepiej trzyma łapy przy sobie! - Pogroziłam jeszcze przyjacielowi siatkarza. - Ale teraz siedź stabilnie, bo idę spać.
Wyciągnęłam nogi  w poprzek siedzeń, a głowę położyłam sobie u siatkarza na kolanach. Uśmiechnął się czule, a gdy bawił się kosmykami moich włosów, po prostu odpłynęłam.

***
Kaśka
Pierwszy raz tak się stresowałam przy jakiś chłopaku. Nie, zaraz. Przy MĘŻCZYŹNIE.
Wysoki, wysportowany, wiadomo. No bo siatkarz. Ale nigdy nie sądziłam, że aż tak się zbliżę do któregoś z nich wraz z moim metr sześćdziesiąt pięć....
Nie od razu zapragnęłam go poznawać. Przecież przychodził do baru nie raz, ale nigdy nie myślałam o nim w tych kategoriach. Choć to głupie, co teraz powiem, ale to właśnie wypadek Izy sprawił, że się lepiej poznaliśmy. Już od pierwszego dnia, kiedy Wojtek koczował przy łóżku Izabeli, a ja wraz z Andrzejem czekaliśmy przed salą.
- Nie wiem, co zrobię, jesli się nie obudzi. - Stwierdziłam wtedy, nie odrywając spojrzenia od drzwi. - Jest dla mnie jak siostra..
I w tamtym momencie objął mnie silnym ramieniem, a mnie coś ruszyło. Od tamtego czasu widywaliśmy się niemalże dzień w dzień, i nie tylko w szpitalu.
Zobaczyłam w nim to coś. Jednak im dłużej o tym myślałam, tym bardziej to chyba nie miało najmniejszego sensu. Powoli zaczynałam żałować, że skończyłam dopiero dziewiętnaście lat, a jemu leciało już dwadzieścia siedem. Kiedyś byłam dla niego gówniarzem, teraz - cóż - chyba co najwyżej mogłam awansować jedynie na młodszą siostrzyczkę, którą trzeba się zaopiekować...
Czemu między nami nie może być niewielkiej różnicy, jak w przypadku Izy i Wojtka - jedynie cztery lata? *
Teraz siedzieliśmy w autokarze na jednym z pierwszych miejsc. Byliśmy tak zagadani, że nawet nie zorientowałam się, że spóźnialscy przyszli i ruszyliśmy.
- Dzięki, że przekonałeś trenera, żebym mogła jechać. - Uśmiechnęłam się do siatkarza siedzącego obok mnie. - Teraz jak jestem bez pracy, chociaż im pomogę w pokazach.
- I przy okazji nam pokibicujesz oczywiście. - Puścił mi perskie oko, a mi aż serce podskoczyło do gardła. Miał taki wspaniały uśmiech!
Oszałaś Kaśka, dosłownie...
- No łajzo ale tym razem nie pudłuj jak na treningu. - Przekomarzałam się z nim, na co jedynie się zaśmiał i , uwaga, poczochrał mnie po włosach jak małą dziewczynkę.
- Wysiadamy na siusiu! - Krzyknął trener, gdy wjechaliśmy na parking przydrożny ze stacją benzynową.
 Wrona od razu się ruszył, ja wolałam przeczekać.
- Nie idziesz?
- Poczekam, aż wyjdą te przerośnięte mamuty, bo przecież mnie podeptają.
- "Przerośnięte mamuty"? - zmarszczył brwi, ale po chwili pocisnął beke. - No dzięki! Ale chodź, chodź, będę cię osłaniał.
Zrobił mi miejsce przed sobą, na co burzyli się pozostali, bo zatamowaliśmy wyjście między siedzeniami. Wyskoczyłam przed siatkarza i poczułam, jak jego duże dłonie spoczywają mi na ramionach. Powoli przemieszczaliśmy się do wyjścia, aż w końcu stopami dotknęliśmy ziemi.
- Wrona! - Zaczepił Andrzeja Kłos.
- No słucham, Chuderlaczku.
- Wiesz, jak mi ciebie brakuje... siedzę sam jak palec...
- A Włodka tam nie ma obok ciebie gdzieś? - Zdziwiłem się. Dałbym sobie rękę uciąć, że przeszli przez cały autokar na same tyły.
- No jest, ale śpią.
- Śpią, powiadasz? - W jego oczach pojawił się dziwny błysk, natomiast pod nosem zawidniał cwaniacki uśmieszek. Aż zacierał ręce, bo miał wspaniały plan.
- Idziemy. - Kłos chyba czytał mu w myślach, bo wbiegli z powrotem do autokaru i nie widziałam ich przez całe piętnaście minut przerwy.

Dołączyłam natomiast do dziewczyn z grupy tanecznej. Kora cały czas nadawała, ale nawet nie wiedziałam na jaki temat. Wciąż sobie zadawałam w głowie jedno nurtujące pytanie: W co ja się najlepszego wpakowałam?!

***
Izabela.
- KURWA! - Krzyknęłam na całe gardło. - Kłos! Wrona!
  Nie musiałam oglądać monitoringu ani prowadzić śledztwa, żeby wiedzieć, kto to zrobił.
  Zorientowałam się rpzez przypadek. Jak się obudziłam, Włodarczyk spał w najlepsze. SPojrzałam do góry i Conte wraz z Marechalem patrzyli na mnie i śmiali się w najlepsze. Potem jeszcze Winiarski zrobił nam zdjęcie. Wiedziałam, że mam coś na twarzy. I miałam zakichaną rację.
- Włodarczyk! - Obudziłam go. - Idziemy na mordy.
Podniósł zaspane powieki i spojrzał na mnie nieptrzytomnym wzrokiem. Przetarł sobie oczy i dopiero wtedy się uśmiechnął.
- Ale z ciebie kocica. - Śmiał się z mojego "tatuażu" na twarzy w postaci wąsów, czarnego nosa i innych niezidentyfikowanych plamek.
- Ha, ha. Ja przynajmniej nie mam penisa na samym środku czoła.
 ZMarszczył czoło, jakby na początku nie docierały do niego moje słowa. Potem podałam mu małe podręczne lusterko i momentalnie kipiał ze złości.
- WRONA! KŁOOOOS! - Wstał i aż podciągnął rękawy bluzy, gotów do ataku.
Dobra, wtedy już się zaczęłam z tego śmiać. Bo ja faktycznie byłam kotkiem- mniej lub bardziej go przypominającym. On miał zdecydowanie gorzej xD
I uprzedzając wasze pytanie - marker wodoodporny, zmyliśmy to dopiero po męczarniach w hotelu. Zanim do tego doszło musieliśmy przetrwać rozbawione spojrzenia innych ludzi.

- Myślisz, że ten strój jest ok? - Zapytałam się Kaśki, z którą na całe szczęście dzieliłam pokój. Choć teraz wpatrywała się w laptop i przeglądała naszego fanpejdża (tak, doszła do wniosku, że choć w tym nam pomoże) , liczyłam na jej pomoc.
Uniosła wzrok znad laptopa i mnie zmierzyła. - Wyglądasz wspaniale, jak zwykle.
- No nie przesadzaj. Wspaniale to wyglądam jedynie jak wstane rano. - Zakpiłam sama z siebie, śmiejąc się.
Kaśce jednak nie było do śmiechu, już widziałam, ze coś jej leży na sercu.
- No ale jesteś wysoka, masz długie nogi, jesteś piękna....
Podeszłam do niej,a  ona usilnie starała się zatrzymać wzrok na ekranie.
- Kaśka, czy ty...
- O patrz! - Przerwała mi gwałtownie, palcem wskazując na ekran. - Mówiłam, że jesteś piękna?! Dostałaś zaproszenie na sesję zdjęciową promującą markę ciuchów.
- Nie zmieniaj tematu. - Westchnęłam.
- Ale na poważnie! - Odwróciła laptop w moją stronę, pokazujac mi jedną z wiadomosci.

"Szanowna Pani Izabelo, 
chcielibyśmy Panią zaprosić do współpracy, która polegałaby na sesji zdjęciowe promującej naszą markę. Zapraszamy Panią wraz z trzema dowolnymi koleżankami. 

W celu uzgodnienia szczegołów uprzejmie prosimy o kontakt pod numerem telefonu: 728 xxx xxx. Pozdrawiamy". 

- Ale jaja. - Stwierdziłam, już kalkulując w głowie ile mogłabym na tym zarobić i jaka była szansa na spłacenie chociaż połowy czynszu Włodarczykowi. - Idziemy. - Powiedziałam po chwili, uznając to za opłacalne. 
- No, możesz sobie kogoś dobrać, może Monika i Kora. 
- Po pierwsze idziesz ty, głupolu, bo coś ci samoocena spadła. - Poklepałam ją po plecach. 
- Ale...
- Żadnych "ale". Albo zacznę pytać o Wronę. 
  Zacisnęła usta w wąską linię i widziałam, jak nerwowo przełyka ślinę. Cała ona.
Już nic się nie odzywała. Jest młodsza więc niech się słucha, a jak! 
Oczywiście, ja już sobie wybrałam kogo wezmę, Kora na bank się zgodzi, Majka też. Tylko problemem będzie faktycznie Kaśka. Nie wiem, co było między nią a Wroną, ale z pewnością coś na rzeczy, przynajmniej z jej strony. Jednak ona jest typem osoby, która sama musi powiedzieć o swoich problemach. Im bardziej się ją naciska, tym abrdziej zamyka się w sobie. Dlatego zawsze szukałam innego spoosbu, by jej pomóc.
Miałam tylko nadzieję, że nie zakochała się we Wronie, bo to się mogło źle skończyć. 

- No cześć lasencjeee! - Drzemałyśmy na łóżkach po obiedzie, kiedy do pokoju wpadła Majka. 
No w końcu dojechała! 
- No wczas, mecz za dwie godziny! 
- A co mnie tam mecz, najważniejsze że się z wami widze. - Klapnęła u mnie na łóżku i się wygodnie rozłożyła. 
- A gdzie masz Siwego? - Zapytała Kaśka, przysiadajac się również do mnie na wyrko. 
- Kłos go złapał i o czymś namiętnie rozmawiają. 
- Myślałam, - usmięchnęłam się szelmowsko - że namiętnie tylko z tobą rozmawia. - Dorzuciłam jeszcze uniesioną brew i wszystko było jasne. 
- Zaraz, jesteście parą? - Zdziwiła się młoda. 
- No wypadałoby, bo w końcu Majeczka zostanie starą panną! - Klepnęłam ją mocno w plecy, za co mi się oberwało w łeb. 
Dopiero potem zorientowałam się, że rozmawianie o tym tego dnia nie było na miejscu. Kaśkę serio coś ruszało. 
- No jestem najstarsza z nas to faktycznie by wypadało. - Burknęła, garbiąc się. - Ale nie wiem, czy jesteśmy razem. Jest miło i fajnie i w ogóle....
- No ja tam już widziałam jak się miziacie więc nie bujaj. - Westchnęłam, z powrotem opadając na łóżko. 
- Czyli tylko ja zostałam singielką? - Śmiesznie wydęła usta Kaśka. - Pięknie. 
- Ty, moja droga, nie spiesz się - Majka objęła ją ramieniem - musisz poczekać na tego jedynego. Jesteś zbyt delikatna, zbyt miła, życie na pewno szykuje ci kogoś wspaniałego. 
- No, a nie takiego Siwego czy Włodarczyka. - Pokazałam okejkę do góry, żartujac sobie.
- Hej, o mnie mowa?! - Do pokoju jak do pociągowego wagonu wpadł Kuba. No super, po co pukać! 
- Tak, że jestes beznadziejnym materiałem na męża. - Pokazałam mu język. Wstałam i złapałam go za rękę. - A teraz chodź, idziemy zalać twoje smutki do baru. 
Rzecz jasna żartowałam, ale musieliśmy cichaczem opanować halę, na któej już rozgrzewali się siatkarze. 

Mecz rozpoczął się godzinę później. SIatkarze już nas wyczekiwali, przynajmniej Skrzaty - tylko oni wiedzieli, że będziemy. Gdy speaker nas zapowiedział, wszyscy oszaleli. 
"Proszę Państwa, Miło mi poinformować, że Bełchatowianie przywieźli ze sobą dzisiaj prezent! Specjalnie dla was, grupa M.A.D.!" . Były wiwaty i oklaski na stojąco - a potem zaczął się nasz show. 

Jak zawsze występowaliśmy w maskach. jedyne, co się zmieniło, to moja peruka. Postawiłąm jednak na minilane zmiany i zachowanie naturalności.
Tancząc, nie raz spoglądałam na Wojtka. Zastanawiałam się, czy martwił się o moją w sumie jeszcze nie zupełnie doleczoną nogę, czy cieszył się, że wróciłam do tańca.
Na sam koniec ściągnęłam czarną bluzkę i wszystkim na oczy pokazał się żółty t-shirt z nazwiskiem Włodarczyka. W takim wydaniu podbiegłam do niego i wskoczyłam mu w objęcia.
- Powodzenia. - Dałam mu całusa w policzek i powróciłam do swoich przyjaciół. 
Teraz się cieszył i tego byłam pewna na sto procent. 

Bełchatowianie szybko wygrali trzy do zera, więc i szybko poszli poświętować trochę do restauracji, którą zarezerwowali. Moi tancerze również poszli. Jedynymi osobami, których brakowało to ja i Włodarczyk. Musieliśmy się sobą nacieszyć, chociaż na wspólnym zawodowym wyjeździe.
- To był dobry występ, panie Włodarczyk. 
- I vice versa - naciagnął tył mojej koszulki - pani Włodarczyk.
  Zrobiło się nieprzyjemnie cicho. Wojtek wiedział, że palnął głupotę bo na takie teksty było stanowczo zbyt wcześnie. Ja natomiast speszyłam się niesamowicie.
Nigdy się nie zastanawiałam nad małżeństwem. Poza tym nie byliśmy chyba nawet oficjalnie parą, chociaż wszyscy uważali, że nią byliśmy. Może niepotrzebnie daję mu nadzieję? Co będzie, jak zniknę? Jak pojadę do Ameryki na rok, może dwa albo więcej?...
Zacisnęłam pięści. Nie mogłam teraz o tym myśleć.
Weszliśmy do jego pokoju hotelowego i tam postanowiłam rozliźnic atmosferę.
- Dobrze mi w niej? - Zapytałam, lekko się uśmiechając. Uniosłam jedną brew.
- Świetnie, nie tylko dobrze. - Położył mi ręce na biodrach.
- Ach, to dobrze, czyli jej nie ściągam. - Przekomarzałam się z nim jeszcze bardziej. Odwróciłam się i miałam odejść, kiedy złapał mnie za rękę.
Zrozumiał, do czego pięłam. Znowu odwrócił mnie w swoją stornę i złapał za biodra, tyle że mocniej.
- Może jednak sprawdzimy, jak ci bez niej? - Już czułam, jak palcami błądzi między końcem bluzki a początkiem jeansów.
Przygryzłam wargę zachęcając go do dalszej pieszczoty. Włożył ręce pod bluzkę i przesuwał nimi ku górze, jednocześnie podciągając żółty t-shirt. Jak to było, że tylko chwila jego dotyku sprawiała, że miałam na ciele gęsią skórkę?
Gdy on się bawił zapięciem mojego stanika, ja dłońmi zawędrowałam do jego paska od spodni. Wciąż wpatrywaliśmy się sobie wzajemnie w oczy i cała zabawa sprawiała nam dziką przyjemność.
- Może... - rozpięłam również jego spodnie.
 Siatkarz jednym zwinnym ruchem ściągnął moją bluzkę, więc ja uczyniłam to samo z jego t-shirtem. Trzymając mnie za biodra, idąc tyłem, poprowadził mnie do łóżka. Usiadł, ciągnąc mnie za sobą, więc to zrobiłam, siadając na nim okrakiem.
- Pocałujesz mnie w końcu? - Szepnęłam, przygryzając jego wargę, a palce dłoni wplatając w jego przydługawe już włosy.
Jak na rozkaz wpił się w moje osta, językiem zwinnie otwierając moją buzię i wkradając się do niej. Potem... potem to już wylądowałam pod nim i było mi tak dobrze, jak nigdy.
Wiecie, chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak z tym czekałam.


* Izabela kończy niedługo 21 lat, Wojtek ma 25, Wrona 27 skończy, Kaśka 19. ;D Ejmen. Takie mam widzimisię xD
PS. Sorka za błędy, nie sprawdzałam :(


piątek, 18 grudnia 2015

17. O tym, co jest w życiu najważniejsze

Gdy rano się obudziłam, byłam sama. Z wczorajszego wieczoru pamiętałam tylko tyle, że zasnęłam na kanapie przy kominku, ale kiedy mnie siatkarz przeniósł do sypialni, ciężki mi stwierdzić. Długo na niego czekałam, chyba do północy. Gdzie on się tak błąkał przeze mnie?
Teraz Wojtek zapewne pofatygował się na poranny trening. Tfu! Co ja gadałam, przecież dochodziła dwunasta. Pięknie pospałaś, Izka. Pięknie.
Złapałam kule oparte o szafkę nocną i podniosłam się, poprawiając t-shirt. Wciąż byłam słaba, ale skumulowałam w sobie tyle siły, że wzięłam prysznic i w miarę się ogarnęłam. Potem  doszłam do kuchni, zrobiłąm sobie kawę z mlekiem i zasiadłam na kanapie w salonie. I tam już pozostałam, aż do przyjazdu siatkarza.
- No proszę, kto to wstał! - Tak mnie powitał, rzucając torbę sportową w przedpokoju i opierając się o framugę drzwi do salonu. Skrzyżował ręce na piersiach i uśmiechał się zawadiacko.
Miał dobry humor. Nie taki, jak wczoraj, gdy go chamsko spławiłam i nie dałam się pocałować. Ale dlaczego? Co się stało, skąd taka odmiana w nim? 
- Ha, ha, ha. - Rzuciłam sarkastycznie, spoglądając na niego spode łba. Nie chciałam wracać do zeszłego wieczora, wolałam podtrzymać jego dobry humor. - Wstałam godzinę temu, więc zejdź ze mnie.
 Znowu się zaśmiał. Wyglądał na niesamowicie szczęsliwego.
- Fajnie jest mieć w domu się do kogo odezwać. - Klapnął obok mnie i wygodnie się rozsiadł.
- No, nie dziwię się, masz ogromne mieszkanie i samemu musi tu być nieprzyjemnie. - Stwierdziłam. Po chwili mnie olśniło. - Już wiem, dlaczego mnie tu ściągnąłes. - Wydęłam usta, obrażona jak małe dziecko.
- Oj tam, nie dlatego. - Poczochrał mnie po czuprynie.
- Jasne, jasne. Nikt nie chce z tobą rozmawiać to mnie tu ściągnąłeś, bo jestem jedyną osobą, która z tobą wytrzymuje. - Drażniłam się z nim na żarty.
- A żebyś wiedziała. Poza tym, lubię to że mnie znosisz. - Przysunął się nieco bliżej.
- Tylko?
- Lubię jak się ze mną drażnisz.
Przysuwał się co raz bliżej. Czy tym razem pozwolę mu na coś "więcej"?
- Słabo, Wojtek. Słabo. - Mówiłam ciszej.
- Lubię jak jesteś. Po prostu...
 Nasze usta dzieliły już centymetry. Jeszcze nie uciekałam. Na swoich spierzchniętych nieco wargach poczułam jego miętowy oddech. Aż serce podeszło mi do gardła, zupełnie jakbym pierwszy raz byłą w takiej sytuacji. Jakbym była nastolatką, która nigdy się nie całowała. Która zaraz się spłoszy i ucieknie.
 WIele wyjść z tej sytuacji wymyśliłam w głowie w ciągu tych zaledwie kilku sekund. Jednak on jakby czytał mi w myślach, złapał mnie za ramiona i zwinnie położył na kanapie, sam zawisając nade mną.
- Nie uciekaj już... - Szepnął mi do ucha. - Pragnę cię.
  Och Wojtku. Mnie czy Małą? Niewinną blondynkę, czy nieustraszoną zamaskowaną szatynkę?... Bo taka była prawda, odważna byłam jedynie pod maską, grając kogoś, kim nie byłam.
Wciąż spoglądał mi w oczy. Choć byłam świadoma, że tego chciał, obserwował bacznie moją reakcję.
Jedną dłonią złapał bez problemu moje obydwa nadgarstki i trzymał je  nad moją głową. Druga ręka natomiast powędrowała na dolny brzeg t-shirtu. Wciąż wpatrując się w moje oczy, podciągnął bluzkę lekko do góry i poczułam opuszki palców na swoim brzuchu. Poczułam, jak wypełnia mnie gorąc, a na ciele pojawiają się ciarki.
Uśmiechnał się lekko pod nosem i dalej mnie zwodził.
Opuszkami palców smyrał mnie kierując się najpierw w stronę pępka, potem znowu w bok, aż jego dłoń spoczęła na moich plecach. Wygięłam się w łuk, a on przylgnął do mnie całym ciałem, wciąż jednak pozostawiając kilku centymetrową odległość między naszymi twarzami.
- Pragnę cię. - POwtórzył szeptem. - Ale poczekam.
  I w ułamku sekundy podniósł się, a mnie pociągnął za sobą, sadzając mnie tak, jak wcześniej.
Co. U. Licha. ?!
Byłam w niesamowitym szoku. Jak gdyby nigdy nic, znowu się rozsiadł, wziął pilota i włączył tv.
- Wojtek.
- No co?
- To... - Nie wiedziałam kompletnie, jak z tego wybrnąć, jak go o to zapytać. - co to było?
- Nie chcesz tego.- Stwierdził, lekko się uśmiechając. - Nie jesteś gotowa. Poczekam.
- Przepraszam. - Zacisnęłam usta w wąską linię. Było mi głupio. Głupio, bo serio zachowywałam się jak niedojrzała nastolatka...
On jedynie się zaśmiał, pogłaskał mnie po głowie. Przyciiągnął do siebie i objął ramieniem.
- Spokojnie, to mi wystarcza. - Wyznał szczerze.
 I gdy się w niego wtuliłam, nie obchodził mnie jakiś głupi program, który oglądaliśmy. Pragnęłam zatrzymać czas w miejscu i uciec od problemów, które na mnie czekają. Z którymi muszę się jak najsybciej skonfrontować, póki moje życie się bardziej nie skomplikowało.

Popołudniu, gdy WOjtek znowu zniknął na trening, w końcu odpaliłam swojego laptopa. Musiałam przecież wszystko nadrobić, wszystkie tańce, wszystkie posty na fanpage`u. I przede wszystkim ranking zespołów tanecznych do amerykańskiego konkursu.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kilkaset nieprzeczytanych wiadomości. Czyżby Siwemu znudziło się odpisywanie ?  Zatkało mnie jednak, gdy się okazało, że wszystkie były skierowane do mnie.
Nie spodziewałam się, że wiadomość o moim wypadku, o mojej prawdziwej historii, tak szybko się rozniesie. Nie tylko na Bełchatów, tylko na całą Polskę. Pisali do mnie ludzie z różnych miejscowości, życząc mi szybkiego powrotu do zdrowia. Nie zabrakło słów "wspieramy cię" , "jesteśmy z tobą". Chyba będę musiała im niejedno wytłumaczyć...
 Po chwili wzruszenia obejrzałam dwa nowe filmiki. Dwa nowe układy, które wrzucili na YT moi przyjaciele. Musiałam przyznać, że dali dwa niesmaowite pokazy - jednej na meczu w Jastrzębiu, drugi w Poznaniu podczas jakiegoś koncertu. Kurde, jaka szkoda, że mnie z nimi nie było!

A potem... potem zrobiłam wdech wydech i weszłam na stronkę prowadzoną przez amerykńskich jurorów. Od jakiegoś czasu był tam ranking i trzy zespoły będące na pierwszych miejscach, równo za dwa tygodnie, wejdą do finału.
Znowu wdech wydech.
Kliknęłam enter. Szok.
Byliśmy na drugim miejscu. Na DRUGIM! Na drugim, spośród ponad tysiąca zespołów, które w hashtagach przy swoich filmikach oznaczają ten taneczny turniej. O ja pierdole!
Oby tylko ten stan się utrzymał.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy i wybrałam numer, który znałam na pamięć.
- Kuba, przyjeżdżaj po mnie. - Nakazałam. - Zwołaj wszystkich na spotkanie.
- Już pędzę, Mała. - Aż widziałam oczami wyobraźni, jak się szeroko uśmiecha na moje słowa. - W końcu wracasz!
Jako że "przespałam" część listopada i był już jego koniec, musiałam się o wiele cieplej ubrać. W miarę szybko się ogarnęłam:


I gdy pakowałam rzeczy do torebki, zadzwonił Kuba.
- Czekam w aucie. - Poinformował.
  Złapałam swoje kule i wyszłam z mieszkania. Miałam nadzieję, że Wojtek nie będzie mnie osądzał o zbyt wczesne rpzemęczenie się. Ale nie mogłam siedzieć na dupie. Trzeba było działać.
- No cześć Kubuniu. - Przywitałam się z chłopakiem buziakiem w policzek.
- Kurwa, nie skojarzyłem, ze ejsteś kaleką, poszedłbym po ciebie... - Złapał się za głowę.
Bardziej się śmiał, niż troszczył o mnie, uwierzcie.
- Spoko, to tylko pierwsze piętro. - Machnęłam ręką. Zapięłam pas. - Jedźmy, jedźmy.
 Uśmiechnął się i odjechaliśmy.
 Choć na początku nie widziałam w tym nic dziwnego, potem nie podobała mi się droga, którą wybrał mój przyjaciel.
Po dłuższej chwili zorientowałam się, że nie jechaliśmy w stronę baru, tylko bardziej... hm, na halę?
- Siwy, miło ze pomyślałeś, ale nie muszę mu kluczy podawać, napisałam mu sms gdzie będę.
  On jednak wydawał się być zdenerwowany. Znałam go od malutkiego, na wylot. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i w ogóle na mnie nie spojrzał.
- Kuba. - Zaczęłam się denerwować. - Dlaczego jedziemy na halę? Zebranie w barze!
- Ja... - Rzucił niepewnie, wciąż na mnie nie spoglądając. NIgdy nie potrafił kłamać i nigdy nie chciał mnei okłamywać, więc po prostu wolał uniknąć rozmowy. - Kurde, nie ja ci to wytłumaczę, tylko Kaśka.
  Już do końca drogi się nie odzywałam. W szoku jedynie byłam, że to Kaśka ma mi wytłumaczyć. Od kiedy ona chodziła na nasze zebrania? Na halę? Niesamowite, co się stało kiedy leżałam w szpitalu? Wszystko się zmieniło?...
Hala na szczęście się nie zmieniła. Zauważyłam na parkingu, że stoją znajome samochody. Czyli jednak naprawdę wszyscy tu są. Tylko dlaczego...
- Pomóc ci? - Zapytał, z nietypową dla niego troską w głosie.
- Kurwa. - Prawie trzepnęłam Kubę kulą. - Nie.
Zapomniałąm już jak się chodzi, zniknęło gdzieś w głowie: kule-chora-zdrowa, które powtarzałam pierdyliard razy, żeby poprawnie chodzić o kulach. Byłam zbyt zdenerwowana, dlatego na schodach zwątpiłam w pomco ortopedyczną i zła na swiat pierdolnęłam je na ziemię.
Używając już obydwu nóg jak mnie Bozia stworzyła, wkroczyłam do budynku.
Słyszałam odbicia piłki na sali, więc tam też poszłam. Trening trwał w najlepsze, aczkolwiek na trybunach siedzieli moi znajomi. Nie tylko tancerze, ale i Kaśka, Majka... no super. Czyz w ogóle ktokolwiek by mnie o czymkolwiek poinformował?
No ludzie!
- Iza! - Krzyknął do mnie Wrona. - Cześć, Izula! - Pomachał ochoczo, jednak zwątpił widząc moją minę.
- Iza, gdzie ty masz kule? - Podbiegł do mnie Wojtek.
- A gdzie ty masz mózg, żeby z łaski swojej powiedzieć mi, że coś się dzieje!?
 Zaskoczyłam go, bo stanął jak wryty. Wiem, że nie zasłużył na to, ale ... czułam zawód. Wobec niego, wobec przyjaciół.
- Wy! - Krzyknęłam na cały głos, stając na przeciwko trybun. - Gadać prawdę.
- Mała... - Zaczął niepewnie Bartek jako pierwszy. Zmarszczył czoło. Wyglądał na zmartwionego, jak i cała reszta. - Nie chcieliśmy cię martwić, byłaś w takim stanie...
Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Co ona zrobiła? Co ona zrobiła, poza tym, że zabrała mi dom? - Dopytywałam się.
- Ona... - Tym razem odezwała się Kora. - no, zamknęła bar. Wywaliła wszystkich...
 Czułam, jak w oczach gromadzą mi się łzy, które z ledwoscią pwostrzymywałam przed wypłynięciem.
Na sali zapanowala grobowa cisza. 
Zabrała mi ojca. Zabrała mi pieniądze. Zabrała mi dom i teraz zabrała mi pracę. Ostatnie miejsce, gdzie byłam z rodziną, gdzie spotykałam się z rodziną. Odebrała mi ostatnie ze wspomnień. Do końca łudziłam się, że chociaż tyle mi zostawi...
 Poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- Wojtek... - Odwróciłam się w jego stronę i dłońmi wczepiłam sie w ejgo treningową koszulkę, mocno się w niego wtulajac. - Ja już nic nie mam!
- Cii... - Uspokajał mnie , głaszcząc mnie czule po włosach. - Masz mnie. Poradzimy sobie.
- I nas, masz też nas! - Dodał głośno Misiek.
- Dokladnie ! - Zawtórowali mu.
- Zobaczysz, karma wraca, - dorzucił Kuba - a ruda wiedźma koniec końców zostanie z niczym.
  Chciałabym w to wierzyć.
- Dzięki. - Powiedziałam najpierw do Wojtka, potem zwróciłam się też do innych. - Dziękuję wam i przepraszam.
- My też przepraszamy, ale nie chcieliśmy cię dobijać, wystarczyło że samochód to zrobił. - Ha, ha, czarny humor Bartka jak zwykle na miejscu!
Ale poprawił mi humor. Starłam rękawem ostatnie łzy i się zaśmiałam.
- Siadaj. Zaraz kończy się trening to pokażemy ci, co wymyśliliśmy nowego. - Pociągnęła mnie za rekę Kora.
Znowu byłam z nimi. To była rodzina. Prawdziwa, jedyna, niepowtarzalna.
To jest w życiu to, co najważniejsze. Nie majątek, nie dom, nie rzeczy materialne. Liczy się rodzina, twoi najbliżsi. 

- Fajny ten nowy układ. - Zagadnął mnie Włodarczyk, gdy siedzieliśmy na łąwce na jego osiedlu.
Po treningu został i oglądał ze mną trening tancerzy. Bardzo chciałam, ale nie mogłam do nich dołączyć, więc wsparcie chłopaka bardzo mi się przydało.
- No, na pewno dadzą czadu. Jak zwykle. - Tego byłam pewna, aczkolwiek i tak mi było smutno, że będę mogła ich tylko oglądać, przynajmniej na razie.
Siatkarz złapał mnie za rękę i splótł ze sobą nasze palce.
- Hej, niedługo też zatańczysz. Nie bądź smutna.
Kciukiem pogłaskał wierzch mojej dłoni.
- Dlaczego ty mnie znosisz? - Zapytałam, prostoz  mostu. - Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry?
Zawiesił się. - Nie rozumiem, dlaczego o to pytasz, Iza...
- No bo... ja nie mam nic, jak sam widzisz. Mieszkam u ciebie, nic ci dać nie mogę w zamian. Myślałam, że cię będę spłacać na bieżąco, ale okazuje się że pracy nie mam, i na kasę będziesz musiał poczekać...!
- Głupoty gadasz, serio. Wystarczy mi, że jesteś. I to ja nigdy ci się za to nie odpłacę. 
- Ale...
I gdy zamknął mi usta pocałunkiem, cały świat mi zawirował.
 

*** 
Wiem, że krótki, ale popatrzcie, jak szybko! :D 
Krótki, ale jaki intensywny :)
Podoba się???????



wtorek, 15 grudnia 2015

16. Nowy dom, nowe problemy.

Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się działo.
Zacznijmy od tego, że jednak żyłam. Od wczoraj przychodzą wszyscy moi przyjaciele z prezentami - zwyciężyły kinderki. Miałam już pięć paczek.. dobra, dwie, bo resztę pochłonęłam w nocy.
Po drugie.. czy byłam z Wojtkiem tak dosłownie, czy nie.. ciężko stwierdzić. Ale chyba nie liczy się status związku, tylko fakt, że chciał być przy mnie, prawda? Obydwoje źle postąpiliśmy. Żałowałam jedynie, że nie powiedziałam mu wcześniej. Obyłoby się bez szpitala i bez...
No właśnie. Bez popołudniowej akcji w wykonaniu mojej pseudo-rodzinki.
Wybiła dokładnie czternasta, gdy ktoś zapukał do drzwi od mojej sali. Byłam przekoonana, że to Wojtek , gdyż zapowiedział się rano, że wpadnie po treningu.
Cóż, myliłam się.
- Ja już wszystko wiem! - Tymi słowami przywitała mnie na wejsciu macocha. Za nią wkroczyła jej młodsza, ruda wersja. - Ty mała, wredna kłamczucho!
- Ja..
- I co, myślisz, że teraz będziesz sobie tutaj tak leżała i odpoczywała?! Chyba w moich snach! Zaraz wołam lekarza i cię zabieram tam, gdzie twoje miejsce!
  Krew we mnie zawżała. Może to był ten moment? Chwila, kiedy powinnam się jej postawić mimo poobijanych żeber i nogi w gipsie?
- Nie.
  Sama nie wiem, kto powiedział te słowa, ale chyba ja, bo obydwie rude zołzy wytrzeszczyły na mnie oczy.
- Co ty powiedziałaś?... - Macocha wprost nie mogła w to uwierzyć.
- To, co słyszałaś. Już dość zrobiłam w tym cholernym domu. Oddaj to, co mi się należy, moje pieniądze. Ja już do was nie wracam.
 Stara ruda momentalnie zrobiła się cała czerwona. Podeszła i jak gdyby nigdy nic, spoliczkowała mnie. Znowu.
  Policzek nie bolał, ale piekł. Niesamowicie. Znowu została urażona moja osoba. Moja godność. Moje człowieczeństwo . Przyłożyłam rękę do twarzy i zacisnęłam zęby.
- Nic nie dostaniesz, śmierdzący leniu.
 Gdy złapała mnie za kołnierz szpitalnej piżamy i chyba znowu przymierzała się do uderzenia, drzwi się otworzyły.
- Hola, hamuj! - Wojtek złapał ją za ramię i szarpnął w tył. na tych swoich obcasikach prawie wygrzmociła, ale Oliwia ją podtrzymała.
Siatkarz kucnął przy mnie i spojrzał mi w oczy. Był jak Anioł Stróż, doprawdy. Żałowałam jedynie, że najprawdopodobniej widział całe to zdarzenie. Jak mnie uderzyła. Czy jest coś bardziej hańbiącego?
- W porządku? - Zapytał, głaszcząc mnie po ramionach.
Skinęłam głową.
Wtedy stanął  między nami, skrzyżował ręce na piersiach.
- Wojtek, ja sobie poradzę.
- Ta kobieta jest nieobliczalna. - Rzucił jeszcze przez ramię. - Nic nie wskórasz.
- A ty co, adwokat? - Prychnęła macocha. Stanęła jak on; niezwykle pewna siebie (znowu), skrzyżowwała ręce na piersiach, gotowa do walki.
- Proponuję, żebyście opuściły to pomieszczenie, bo inaczej zawołam ochronę.
- Tak? Jak nas wyrzucisz, to ona - pokazała na mnie palcem - nie będzie miała dachu nad głową.
- WOjtek.. - chciałam się jakkolwiek wtrącić, ale nikt mnie nie słyszał.
- Myślisz, że pozwolę jej do was wrócic? - Prychnął Włodarczyk. - Potem przyjadę po jej rzeczy. A teraz żegnam - popchnął je w stronę drzwi - i widzimy się w sądzie.
Zamknął drzwi.
  Nie wiedziałam kompletnie, co powiedzieć, jak zareagować. A siatkarz był najwyraźniej z siebie maksymalnie zadowolony. 
On oszalał. 
- Oszalałeś. - Stwierdziłam, wymawiając swoje wcześniejsze myśli na głos. - Teraz to już serio jestem bez dachu nad głową, chciałam je jakoś udobruchać. 
- Masz dach nad głową, bo ja nie żartowałem. - Usiadł na szpitalnym łóżku i skrzyżował ręce na piersiach. - Zamieszkaj ze mną. Zwłaszcza na początku. Lada dzień cię stąd wypiszą, ktoś musi się tobą zająć, kaleko. 
 Za ten "komplement" rzuciłam w niego poduszką, którą trzymałam na kolanach. Zaczął się śmiać, więc i mnie się humor poprawił. Choć nie byłam tego wszystkiego taka pewna... 
- Dobra. Ale tylko na początku, obiecuję, że sobie coś znajdę. - Westchnęłam. - Mam nadzieję, że mi nie zabiorą baru bo i bez pracy zostanę. 
- Ty się o nic nie martw, zwłaszcza będąc w szpitalu. - Podszedł i pogłaskał mnie po ramieniu. - Wszystkim się zajmę. 
- Ty? Niby jak? 
- Zaufaj mi.
 I tymi słowami zakończył ten temat, a ja postanowiłam mu w zupełności zaufać. 

***
Wojtek. 
Dni mijały bardzo szybko. Moje życie ograniczało się do treningów, szpitala, spania. No i jedzenia, jeśli o takowym sobie przypomniałem. 
Jeśli chodzi o treningi, trener był bardzo ze mnie zadowolony. Gdy przyjechali do nas Gdańszczanie na mecz, spraliśmy im tyłki i to ja zostałem MVP. Niesamowite uczucie znowu czuć się na siłach, znów móc bez większych zmartwień grać w siatkówkę.
ZMartwienia oczywiście były; wiadomo, sam pobyt Izy w szpitalu powodował u mnie bóle brzucha i podenerwowanie. A może to było spowodowane zbliżającym się terminem jej wyjścia ze szpitala i zamieszkania pod moim dachem? Z dnia na dzień czuła się co raz lepiej i lekarz zapewniał, że nie ma się o co martwić. 

Tak, czyli stresowałem się jej zamieszkaniem u mnie. Ale co się dziwić, pierwszy raz u ,mnie zamieszka dziewczyna. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu żyliśmy zawładnięci własnymi tajemnicami..
- Ej, chłopie - zaczepił mnie Karol, gdy wychodziliśmy z szatni - idziesz na piwo? 
- Nie, nie dam rady.
- Włodi jedzie do jaskini wiedźmy - Rzucił rozbawiony Endrju, stając między nami. 
- Po co się tam pchasz? - Zdziwił się Chuderlaczek.
- No jak to po co, po rzeczy Kopciuszka.- Nie dawał mi dojść do głosu Wrona. 
Chrząknąłem, nieco podenerwowany. 
- Możecie już przestać ją tak nazywać ?
- No ale daj spokój, - Karol położył mi rękę na ramieniu - wasza historia jak wzięta z bajki. Niesamowite. 
- Dziwi mnie tylko, dlaczego kopciuszek chce zamieszkać z tym napaleńcem. - Zaś cenna uwaga Wrony, za co oberwał w głowę ode mnie , ale dalej się chichrał. 
 Pozostawiłem to bez komentarza. Wywrociłem aktorsko oczami i pożegnałem się z kumplami.
  Droga do jej byłego już domu minęła bardzo szybko. Po drodze zabrałem Kaśkę, która obiecała mi pomóc w pakowaniu ubrań.
Na całe szczęście , zastaliśmy w domu tylko Oliwię i jej nowego przydupasa.

- Przyjechaliśmy po rzeczy Izy. - Wyjaśniłem, nie czekając aż sama zapyta. Ruda obojętnie wzruszyła ramionami (o dziwo!) i wpuściła nas do środka. Sama poszłą do salonu, a my skierowaliśmy się do pokoju Izki.
Musiałem przyznać, że trochę się bałem. Dla mnie to przecież proste. Ale dla niej? Już tu nie wróci, to moje postanowienie. Ale na pewno nie będzie to dla niej łatwe. Mimo tego, jak była tu traktowana... to jej dom. I tu ma wszystkie wspomnienia związane z rodzicami...

- Ja ogarnę ciuchy. - Przerwała moje rozmyślania Kaśka. - Ty ogarnij inne rzeczy do pudeł. 
Dobrze, że tu była, bo sam chyba na wejściu bym się poddał.
Podszedłem do kolekcji płyt Izy. Tyle wspomnień związanych z tym miejscem. Pamiętałem doskonale, jak staliśmy tu na wprost siebie, zapatrzeni w siebie, a ona spłoszona spuściła wzrok i powiedziała, żebym poszedł się myć. A tak bardzo chciałem ja wtedy pocałować. 

Spakowałem wszystkie płyty, wszystkie książki. Jej starego boomboxa, laptopa, kable. Album ze starymi fotografiami. Z półki zgarnąłem oprawione zdjęcia.
Myślałem, że już wszystko, kiedy coś mnie tchnęło żeby ściągnąć wielkie pudło stojące na szafie. Na całe szczęście miałem odpowiedni wzrost! 

Wielkie pudło wyłożone było papierem, a w nim były pochowane w reklamówkach jej stroje, w których występowała. Stroje wraz z maskami. Jeden zapamiętałem aż za dobrze. Falbaniasta, którka sukienka, którą miała na sobie podczas prezentacji naszzego zespołu. Wtedy.. tego dnia, chciałem jej powiedzieć prawdę. Ale nie potrafiłem. Bałem się. 
Westchnąłem. Zamknąłem pudło i odłożyłem je na bok, do pozostałych zapełnionych kartonów. 
- No, i gotowe. - Powiedziała zadowolona Kaśka, gdy po godzinie skończyliśmy robotę. - Szybko poszło, na szczęście bez spotkania rudej wiedźmy. 
- Nie mów hop. - Zaśmiałem się i złapałem za pierwsze pudło, jedno z cięższych. 
Znosiliśmy wszystko do samochodu, cudem mieszcząc to w bagażniku i na tylnym siedzeniu. 
- Kiedy ją wypisują? - Zapytała towarzyszka, gdy już jechałem ją odwieźć do domu. 
- Lekarz mówił, że pojutrze ją wypiszą. 
- No w końcu. Strasznie mi jej brakuje. - Wyznała i spojrzała przez samochodową szybę. - Ale chyba nie tylko mi. - Dodała w końcu. - Jesteście oficjalnie parą? 
To pytanie zbiło mnie z pantałyku. 
- No.. chyba tak. Tak myślę. Nie chciałem z nią o tym rozmawiać, ma zbyt dużo spraw na głowie. 
- Ale chcesz, prawda? - Dopytywała się szatynka. 
- No tak, tak. Ale boję się tego, co Iza chce. 
- Co masz na myśli?
- Nie będzie jej łatwo. Było nam super, jak żyliśmy w tajemnicy. A teraz? Nie mam pojęcia, czy wszystko będzie się układało. - Wyrzuciłem z siebie to, co mnie od badzo dawna męczyło. - Postaram się, ale mimo to boję się, że moje chęci i uczucia to za mało. 
- Masz rację, od tamtego dnia wiele się zmieniło... - Westchnęła dziewczyna. - Przed wami ważny egzamin. Mieszkanie razem, od razu rzucacie się na głęboką wodę. 
- Wiem. Ale bałem się, że jeśli jej nie zatrzymam to mi ucieknie jak to miewała w zwyczaju. Tym razem jej nie pozwolę. 
  Kaśka uśmiechnęła się na moje stwierdzenie. 
  Ta rozmowa uświadomiła mi, że podążałem w dobrym kierunku. 

***
Iza

Dni mijały. Czułam się co raz lepiej. Przede wszystkim dzięki moim przyjaciołom, którzy codziennie przychodzili. Nie dali mi skończyć nawet jednej ksiażki, którą podrzuciła mi jedna z przemiłych pielęgniarek. Czas tak upłynął, że w końcu nadszedł ten dzień. 
- Już się nie mogę doczekać, by tego nie mieć na nodze. - Burknęłam niezadowolona, kiedy pielęgniarka Julka wiozła mnie do ortopedy. Dokładnie, mieli mi zdjąć tego dnia gips. 
- Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie bolała! - Niby się zaśmiała, jednak naprawdę się martwiła o stan tej jeszcze niedawno doszczętnie połamanej nogi.
Mnie to jednak mało co obchodziło. Jak będzie obchód, na pewno dostanę wypis. I spadam ze szpitala. W końcu. I nie mam zamiaru opuścić go na wózku inwalidzkim. 

Starszy pan zdjął mi gips i dopiero wtedy poczułam, jak abrdzo miałam zastane mięśnie. Niemalże doszło do zaniku mięśniowego! Poza tym czułam, że noga jest niezwykle obolała, zwłaszcza w okolicy kolana. 
- Panie doktorze, - zagnadnęłam go, kiedy wypełniał papiery - czy ja mogę..
- Nie - wtrącił, spoglądając na mnie i lekko się uśmiechając - nie może pani jeszcze wrócić do tańca. Noga potrzebuje czasu. 
Wydęłam usta w geście niezadowolenia. 
- To kiedy? Ja musze jak najszybciej wrócić do tego. 
- Nie chcę zapeszać, ale pani koledzy i koleżanki sobie świetnie radzą, bo obserwuję was na yt. Więc na razie niech tak zostane. - Znowu zaczął wypełniać papiery. - Chyba, że tak bardzo pani tęskni za gipsem. 
Już się nie odezwałam. Na koniec tylko podziękowałam za opiekę i fizjoterapeuta wraz z pielęgniarką pokazywali mi jak poprawnie wspomagać chód kulami. I ciągle było: kule, chora, zdrowa. Kule, chora, zdrowa. Kule, chora, zdrowa. Tak przez dobre pół godziny. Także wyobraźcie sobie, jaka poirytowana całą tą nauką wpadłam na własną salę. 
- kurde, iść już stąd bo świra dostanę. - Burknęłam niezadowolona, zamykajac za sobą drzwi.
- To pakuj się i spadamy. - Usłyszałam za plecami. 
 Moje serce momentalnie podskoczyło z radości. 
- Wojtek! - Odwróciłam się do mojego gościa i chcąc do niego podejść bez kul, mocno tego pożałowałam. 
Zbyt szybko postawiłam chorą nogę i aż się skrzywiłam z bólu. Cudem uniknęłam upadku, bo siatkarz mnie przytrzymał za ramiona. Refleks to miał godny pozazdroszczenia! 
- Hej, powoli. - Postawił mnie do pionu. - Wujek mówił, że jeszcze maratonu nie przebiegniesz. 
- I ty brutusie przeciwko mnie. - Westchnęłam. Za pomocą kul doszłam do łóżka i oklapłam, niezwykle zmęczona. 
- Wujek był po nocce i pojechał do domu spać, zostawił tylko papierek i prosił, by ci przekazać byś szybko wracała do pełnego zdrowia i się nie rpzemęczała. - Usiadł obok mnie, podając mi moje "zwolnienie do domu". 
Choć pod moim nosem pojawił się uśmiech, w sercu zagościł strach. Co dalej będzie? 
  Mimo niepewności dosyć szybko się spakowałam, pozegnałam z personelem i razem z siatkarzem opuściliśmy szpital. Oczywiscie, po schodach musiał mnie znieść, jakby inaczej. 
  Byłam już kiedyś na jego nowoczesnym osiedlu, jednak musiałam podziękować, gdy zaprosił mnie na herbatę. W głowie widziałam tysiące obrazów; wyobrażałam sobie, jak mógł mieszkać. Nowocześnie urządzone mieszkanie? Tradycyjne? W pastelowych kolorach a może mocnych? Miałam nadzieję, że lubił porządek. 
CHolera, ale masz głupie problemy, - warknęłam do siebie w myślach. 
- Zapraszam. - Uśmiechnął się, gdy wpisał kod do klatki schodowej i otworzył przede mną szeroko drzwi. 
- Na które piętro lecimy?
  Chciałam użyć windy, wiadomo, ale się przeliczyłam. 
- Po pierwsze, jestem sportowcem i nie używam windy. - Powiedział szczerząc się od ucha do ucha. - Po drugie, to tylko pierwsze piętro. 
Osz, no tak, to sportowiec faktycznie ma trening, żeby pokonać kilka schodków. 
Miałam już wchodzić, kiedy on znowu wziął mnie na ręce, a kule kazał mi nieść. 
- Jesteś niemożliwy. - Aktorsko wywróciłam oczami. Choć nie powiem, podobało mi się to.-Weszłabym sama! - Widząc jego politowanie wymalowane na twarzy, dodałam - jakoś. 
- Twoim tempem doszlibyśmy następnego dnia. - Zaśmiał się, za co oberwał w ramię. 
- Uważaj, bo przywykne do tego wnoszenia. - Zagroziłam mu. Serio, ja bardzo szybko się przyzwyczajałam. Zwłaszcza do wygody! - Myślałam, że do domu wniesie mnie tylko pan młody. 
WOjtek zmierzył mnie kątem oka. 
- Ale pan młody przecież musi poćwiczyć to wnoszenie. - Uśmiechnął się zawadiacko, a mi zrobiło się gorąco. 
Żartował? Mówił poważnie? Może nie miał mnei na myśli, może po prostu taką głupotę walnął, może... no właśnie, co może? Po prostu nie potrzebnie Izka drążysz temat w myślach. 
Oczywiście, siatkarz puścił mnie dopiero w mieszkaniu. 
Od razu się rozejrzałam. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to nienaganny porządek, przynajmniej w przedpokoju. Z niego widać było część kuchni z wysepką na środku. 
Siatkarz zawiesił nasze kurtki na haczykach. - Mam nadzieję, że ci się podoba. Jak coś, to możemy .. 
- Nie, - przerwałam mu - jest super, nic nie zmieniamy. Amen. 
  Dopiero teraz zwróciłam uwagę, jak się stresował. Obserwował mnie, gdy oprowadzał mnie po swoim (dosłownie) apartamencie. 
- Pięknie tu. 
- Mama urządzała, sam raczej postawiłbym lodówkę, łóżko i telewizor. I wsio. - Zaśmiał się.- Trzeba przyznać, że ma gust. Dogadałybyście się. 
  ZNowu poczułam dziwne ukłucie w żołądku. A może w sercu? 
  Czy aby na pewno to dobry pomysł, by tu zamieszkać? 
  Tak, był dobry. CHciałam tego, choć na krótko, aczkolwiek obawiałam się, że siatkarzowi moja obecność się uprzykrzy. 
 Ba, ja wiedziałam, że tak się stanie, a uświadomiła mnie w tym wieczorna sytuacja. 
 Tak wyszło, że wpadłam na niego jak wychodził z łazienki. Naprawdę. Złapał mnie za ramiona, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. To był ten moment. Ta chwila, na którą i on i ja czekaliśmy. Jednak on tego wyczekiwał, a ja się tego bałam. 
Przysunął swoją twarz ku mojej i nim mnie pocałował , odwróciłam głowę. 
- Wojtek, nie mogę, nie potrafię na razie po tym wszystkim... - Wyznałam, nawet na niego nie spoglądając. 
 Nie potrafiłam znowu na niego spojrzeć, aczkolwiek kątem oka widziałam, jak zamyka otwarte wcześniej usta i zaciska je w wąską linię. W myślach już potrafiłam sobie to zobrazować - jak marszczy czoło a w jego oczach pojawia się smutek. Jest zbyt silny i zbyt dumny, ażeby okazać swoją słabość. I zbyt porządny, by mi wygarnąć moje zachowanie. A powinien był to zrobić.
 Nie odezwał się. Zgarnął jedynie swoją torbę z szafki i skierował się w stronę drzwi. 
- Jadę na trening. - Odwrócił się i na odchodne uśmiechnął się słabo. 
 Wyszedł. 
  Ale ja Wojtku, doskonale wiedziałam, że nie poszedłeś na trening. Na zegarze przecież było już dawno po dwudziestej pierwszej.       
  Przepraszam cię, ale na razie nie może być tak, jak dawniej. Na razie nie potrafię połączyć Małej i Izki. I nie wiem, czy kiedykolwiek to nastąpi. Czy kiedykolwiek będę mogła zaakceptować to i zrozumieć przede wszystkim - że kochałeś mnie, Izę, a nie zamaskowaną dziewczynę. 

~***~
SORKA ZA BŁĘDY, NIE CZYTAŁAM. 
SORKA ZA OPÓŹNIENIE, ALE MYŚLAŁAM, ŻE WAM SIĘ NIE PODOBA +  NIE BARDZO MIAŁAM CZAS PISAĆ, BO STUDIA ... ;D
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ DAJCIE ZNAC ZE JESTESCIE!